Złuszczyłam sobie niedawno stopy. Użyłam do tego skarpet kwasowych z Hebe*, bo wszędzie czytałam, że są najlepsze. Po moich pierwszych doświadczeniach ze złuszczaniem miałam już nigdy do tego pomysłu nie wracać, ale przez zimę tak zapuściłam pięty, że się nie dało. Chyba poszło okej, bo obecnie stopy mają się dobrze, skóra jest zadbana i postanowiłam nie dać im się znowu zepsuć. Odgrzebałam z dna szuflady zapomniany krem do stóp i... dobrze, że to akurat ten, bo działa.
Aż nie mogę uwierzyć w moje szczęście: lawendowy krem do stóp wciąż jest dostępny w ofercie Yves Rocher! W dodatku możecie kupić go teraz w promocji, co – mam nadzieję – nie oznacza, że właśnie pozbywają się resztek magazynowych po to, by zastąpić go czymś nowym. Na wszelki wypadek będę oszczędna w pochwałach, bo – jak wiedzą już stali Czytelnicy mojego bloga – gdy tylko nadmiernie się czymś podniecę, to coś natychmiast znika z oferty producenta albo, w najlepszym razie, zmieniony zostaje skład, czasem też nazwa. Ciężko mi kochać kosmetyki, a jeszcze ciężej je Wam polecać. Na szczęście lawendowy balsam z Yves Rocher ideałem nie jest. Jest tylko bardzo dobry. Może nam się usra i zostanie ocalony.
„Powiedz good-bye callusom”– zachęca producent, ale od razu Wam zdradzę, że po wsmarowywaniu dwa razy w tygodniu lawendowego balsamu regenerującego (tak jak zaleca Yves Rocher) callusy nigdzie sobie nie pójdą. Wiem, bo próbowałam tego procederu w dawniejszych czasach. Codzienne smarowanie też nie pomoże na callusy, za to stopy, które są po prostu przesuszone i zaczynają się od tego robić białe i szorstkie na piętach i paluchach, mogą liczyć na realną poprawę.
Mamy do czynienia z lekkim, ale całkiem bogatym, półtłustym kremem. Woda lawendowa na drugim miejscu w składzie gwarantuje piękny, naturalnie lawendowy zapach (cóż za miła odmiana od wszechobecnej w produktach do stóp cytryny!), a funkcję regeneratorów pełni mieszanka gliceryny, olejów macadamia, jojoba i kokosowego oraz stare, poczciwe masło shea.
„Powiedz good-bye callusom”– zachęca producent, ale od razu Wam zdradzę, że po wsmarowywaniu dwa razy w tygodniu lawendowego balsamu regenerującego (tak jak zaleca Yves Rocher) callusy nigdzie sobie nie pójdą. Wiem, bo próbowałam tego procederu w dawniejszych czasach. Codzienne smarowanie też nie pomoże na callusy, za to stopy, które są po prostu przesuszone i zaczynają się od tego robić białe i szorstkie na piętach i paluchach, mogą liczyć na realną poprawę.
Mamy do czynienia z lekkim, ale całkiem bogatym, półtłustym kremem. Woda lawendowa na drugim miejscu w składzie gwarantuje piękny, naturalnie lawendowy zapach (cóż za miła odmiana od wszechobecnej w produktach do stóp cytryny!), a funkcję regeneratorów pełni mieszanka gliceryny, olejów macadamia, jojoba i kokosowego oraz stare, poczciwe masło shea.
Uwielbiam ten krem za to, że po aplikacji natychmiast czuję przyjemną świeżość, a w czasie się_nim_paćkania relaksuje mnie jego zapach (to oznacza domowe SPA!). To nie jest słodka, ulepkowata, sztuczna lawenda – mamy tu do czynienia z prawdziwie ziołowym, wytrawnym aromatem, który utrzymuje się jeszcze przez pewien czas po wchłonięciu. A jeśli już mowa o wchłanianiu – jest dosyć szybkie i sprawne, ale balsam pozostawia delikatną, tłustą warstwę ochronną, która sprawia, że kiedy zaaplikuję krem przed snem, a potem w środku nocy idę się wysikać, bo znowu wypiłam za dużo herbaty po 22, zostawiam na ciemnym parkiecie tłustawe ślady. No chyba że idę sikać nad ranem – wtedy śladów brak.
Krem/balsam nie daje świetnych efektów od razu, ale przy regularnym stosowaniu (wieeeeeem, wieeeeeem, regularne stosowanie jest taaaaakie truuuuudne) skóra naprawdę ma się lepiej. Teraz jest mi łatwiej, bo kwas ze skarpet odwalił najwstrętniejszą robotę, ale już po tygodniu od ostatecznego złuszczenia skóra na piętach i dużych palcach zaczęła się robić niebezpiecznie sucha. No i balsam z serii Beauté des Pieds natychmiast sobie z tym problemem poradził. Nie nazwałabym go jednak regenerującym – na takie miano zasługują porządniejsze, treściwsze formuły.
Cena regularna jest mało zachęcająca, ale Yves Rocher często sprzedaje ten balsam w promocji razem ze świetnym peelingiem (pisałam o nim tu: klik) lub dodaje jako gratis do zakupów powyżej 39 zł. Jest wart uwagi, ale na cuda nie liczcie.
Pojemność: 50 ml
Cena: 27 zł (teraz za 18,90 zł, ale zastanawiam się, czy kiedykolwiek widziałam ten krem w pełnej cenie)
Ocena: 5/6
*chodzi o skarpety Purederm