Przeciwzmarszczkowy krem pod oczy i na kontur ust od Caudalie kupiłam i rozpakowałam z wielką radością. Wyobraziłam sobie, że będzie działał super, bo przecież Caudalie też jest super. No i cóż.
Krem z polifenolem brzmi jak coś dobrego, bo polifenole słyną z silnego działania przeciwutleniającego, a więc neutralizują wolne rodniki, a w przypadku działania na skórę oznacza to opóźnione jej starzenie. Występują w naturze, m.in. w oliwkach, orzechach, herbacie i kakao, dużo jest ich w piwie i winie, przy czym wysoka zawartość polifenoli w winie wynika z faktu, że mieszkają one w winogronach, a dobrze wiemy, z czego te nasze radosne trunki powstają. No, a jeśli nie jesteście w temacie, zdradzę, że winogrona to największa siła nie tylko przemysłu winnego, ale również marki Caudalie. Firma miłuje winogrona i wyciska z nich wszystko, co tylko. Nie odpuszczają ni pestce, ni skórce, ni miąższowi. Zawsze gdy nawpycham się winogron, z łatwością przychodzi mi tłumaczenie sobie, że to dla mojego zdrowia. Caudalie wskazuje drogę tym pasibrzuchowym mądrościom.
Jeśli zaś chodzi o linię kosmetyków Polyphenol C15, to w reprezentacji mamy również olejek detoksykujący do twarzy (na noc), emulsję przeciwzmarszczkową z filtrem SPF20 i przeciwzmarszczkowe serum. Bardzo byłam ciekawa pozostałych kosmetyków, ale teraz sama już nie wiem, czy warto brnąć w polifenolowe zakupy, bo krem, o którym próbuję Wam dziś opowiedzieć (a w czym przeszkadzają mi liczne dygresje), niespecjalnie mnie zachwycił.
Jeśli zaś chodzi o linię kosmetyków Polyphenol C15, to w reprezentacji mamy również olejek detoksykujący do twarzy (na noc), emulsję przeciwzmarszczkową z filtrem SPF20 i przeciwzmarszczkowe serum. Bardzo byłam ciekawa pozostałych kosmetyków, ale teraz sama już nie wiem, czy warto brnąć w polifenolowe zakupy, bo krem, o którym próbuję Wam dziś opowiedzieć (a w czym przeszkadzają mi liczne dygresje), niespecjalnie mnie zachwycił.
Niby wszystko gra, bo wierzę w magiczne moce polifenoli, bo konsystencja jest lekka i przyjemna i bo to przecież Caudalie. Krem nie ma wyraźnego zapachu (choć pod koniec zaczął mi trochę podśmierdywać nieświeżą fazą tłustą), nie roluje się, więc jest idealny pod makijaż. Problem w tym, że zanim wezmę jakikolwiek pędzel do ręki, skóra wysysa mój Polyphenol C15 tak skutecznie, że zaczynam rozkminiać, czy przypadkiem nie zapomniałam się wypaćkać. Nieraz musiałam dokładać drugą warstwę, żeby poczuć jakiekolwiek działanie kosmetyku.
Kilka razy zdarzyło mi się zaaplikować go wokół ust i tu nie mam uwag. Lekko kwaskowy smak, który czasem napotykałam przypadkowo językiem, jest całkiem okej, a fakt, że krem się nie roluje, bardzo pomagał przetrwać podkładowi, który – jak wiemy – lubi spierniczać z tych terenów przy okazji jedzenia, picia, pocierania ręką i pocenia.
Trudno obiektywnie ocenić beznadziejność lub nadziejność tego kremu, bo jego głównym działaniem ma być prewencja przeciwzmarszczkowa, a – jak wiemy – tego tu i teraz ocenić się nie da. Sprawa jest jednak taka, że od każdego kremu pod oczy oczekuję porządnego nawilżenia, bo bez tego bieda, a tu nawilżających mocy bardzo mi brakuje. Kosztuje niemało (w internecie od 70 złotych, stacjonarnie raczej powyżej 100), a działa na skórę podobnie jak te wszystkie drogeryjne średniaki, których używamy, a potem natychmiast o nich zapominamy. Nie jest zły, bo nie podrażnia, nie powoduje łzawienia, ma fajny aplikator. Ale żebym miała do niego wrócić? Bardzo nie sądzę.
Kilka razy zdarzyło mi się zaaplikować go wokół ust i tu nie mam uwag. Lekko kwaskowy smak, który czasem napotykałam przypadkowo językiem, jest całkiem okej, a fakt, że krem się nie roluje, bardzo pomagał przetrwać podkładowi, który – jak wiemy – lubi spierniczać z tych terenów przy okazji jedzenia, picia, pocierania ręką i pocenia.
Trudno obiektywnie ocenić beznadziejność lub nadziejność tego kremu, bo jego głównym działaniem ma być prewencja przeciwzmarszczkowa, a – jak wiemy – tego tu i teraz ocenić się nie da. Sprawa jest jednak taka, że od każdego kremu pod oczy oczekuję porządnego nawilżenia, bo bez tego bieda, a tu nawilżających mocy bardzo mi brakuje. Kosztuje niemało (w internecie od 70 złotych, stacjonarnie raczej powyżej 100), a działa na skórę podobnie jak te wszystkie drogeryjne średniaki, których używamy, a potem natychmiast o nich zapominamy. Nie jest zły, bo nie podrażnia, nie powoduje łzawienia, ma fajny aplikator. Ale żebym miała do niego wrócić? Bardzo nie sądzę.
Pojemność: 15 ml
Cena: ok. 110 zł
Ocena: 3/6
Dostępność: sklepy i apteki internetowe, wybrane apteki stacjonarne