Markę Biolove przyuważyłam jeszcze przed Bożym Narodzeniem i zbiegło się to w czasie z przyuważeniem drogerii Kontigo w podziemiach Dworca Centralnego*. Od razu bardzo spodobało mi się zrobione z surowych desek i juty stanowisko Biolove, testery uwiodły zapachami, a opakowania ucieszyły gały. Kupiłam kilka kosmetyków nieznanej mi marki z myślą „może dam komuś w prezencie gwiazdkowym”, ale nigdy do tego nie doszło, bo po powrocie do domu nie wytrzymałam, wywąchałam wszystko dokładnie i uznałam, że nie ma szans, bym te moje słoiczki komukolwiek oddała.
Oczywiście, jak to ja (już z tym walczę!), nie od razu zabrałam się za moje pachnące smakołyki. Kilka otwartych kremów i balsamów z nadzieją rozwierało przede mną zatyczki i lubieżnie zrzucało nakrętki, więc postanowiłam nie dokładać sobie problemów. Ale – w przeciwieństwie do wielu innych kosmetyków, które najpierw kupowałam pod wpływem chwili, a potem trafiały do zapasów na bliżej nieokreślone później – nie zapomniałam o moich aromatycznych słoiczkach Biolove i gdy tylko do torby denkowej poleciał jeden ze skończonych kremów (przyznaję, podlewałam nim siebie od stóp do głów, bardzo solidnie, byle tylko jak najszybciej sobie poszedł), z radością i nabożeństwem zanurzyłam nos, a potem łapska w musie o zapachu mango.
Skład krótki, dobry, pełen rozmaitych tłuściochów. Receptura bazuje na maśle karite i oleju z orzechów macadamia, są też oleje słonecznikowy i jojoba, wosk z wilczomlecza i witamina E w postaci octanu tokoferylu. Nie zabrakło głównego bohatera, czyli ekstraktu z indyjskiego mango. Próżno tu szukać niemodnych PEG-ów, silikonów i parabenów. Data ważności to około rok od daty produkcji. Uczciwy deal – lubię mieć trochę czasu na zużywanie i nie cierpię, kiedy krótka data mnie pogania, bo wtedy automatycznie tracę przyjemność z użytkowania. Wiadomo, że w przypadku naturalnych kosmetyków nie ma co liczyć na lata trwałości, ale jak widzę coś, co jest ważne przez trzy miesiące od daty produkcji, zaczynają mi się ze stresu pocić stopy. Minus dla producenta za brak folii ochronnej – w przypadku kosmetyków niezawierających konserwantów jest to szczególnie istotna sprawa.
Skład krótki, dobry, pełen rozmaitych tłuściochów. Receptura bazuje na maśle karite i oleju z orzechów macadamia, są też oleje słonecznikowy i jojoba, wosk z wilczomlecza i witamina E w postaci octanu tokoferylu. Nie zabrakło głównego bohatera, czyli ekstraktu z indyjskiego mango. Próżno tu szukać niemodnych PEG-ów, silikonów i parabenów. Data ważności to około rok od daty produkcji. Uczciwy deal – lubię mieć trochę czasu na zużywanie i nie cierpię, kiedy krótka data mnie pogania, bo wtedy automatycznie tracę przyjemność z użytkowania. Wiadomo, że w przypadku naturalnych kosmetyków nie ma co liczyć na lata trwałości, ale jak widzę coś, co jest ważne przez trzy miesiące od daty produkcji, zaczynają mi się ze stresu pocić stopy. Minus dla producenta za brak folii ochronnej – w przypadku kosmetyków niezawierających konserwantów jest to szczególnie istotna sprawa.
Mus ma prezencję dobrze ubitej śmietany. Jest tłusty, a zarazem lekki i naprawdę obłędnie pachnie owocami. Przyjemnie zanurzyć w nim dłoń, przyjemnie go też aplikować, bo gładko rozsmarowuje się po ciele. Jak łatwo się domyślić po spojrzeniu na INCI, to megatłuścioch. Najbardziej przypomina mi Mix Masełko Shea z Lawendowej Farmy, ale z pewnością milej używa się musu Biolove (a bo zapach, a bo wygląd, a bo konsystencja jednak nieco lżejsza).
Świetnie odżywia skórę, nie pozwala jej się odwodnić, złuszczyć czy w inny sposób zeźlić. Ze względu na tłustość, polecam używać tego musu wieczorem, bo nie ma co liczyć, że sprawnie się wchłonie i nie wetrze w dopiero co włożone na tyłek portki. Miłe jest to, że zapach towarzyszy nam przez długi czas – tłusta powłoka na skórze pachnie intensywnie, więc możemy robić za kominek zapachowy, podgrzewając mus naszym trzydzieści sześć i sześć.
Kiedyś nie byłam wielbicielką tak tłustych formuł, ale ostatecznie zaczęłam doceniać tego typu kosmetyki. Wciąż na pierwszym miejscu stawiam szybko wchłaniające się kremy i masła, ale coraz ciężej mi znaleźć na rynku takie, które zaskoczą mnie właściwościami pielęgnacyjnymi. Dałam się też ponieść magii natury i jakoś mi miło, kiedy uda mi się wypielęgnować ciało czymś organic i bio. Mus Biolove zachwycił mnie działaniem, bo zaaplikowany wieczorem, działa kojąco na moją skórę przez cały kolejny dzień. Właśnie takich efektów spodziewam się po dobrej paćce do ciała, szczególnie jeśli mam się poświęcić i chodzić z takim tłuściochem na skórze przez długi czas.
Body Mousse Mango będzie fantastycznym zamiennikiem płynnych, upierdliwych olejków do ciała, więc jeśli lubicie się smarować naturalnymi kosmetykami i jesteście w stanie wziąć na klatę tłustą powłokę, gorąco polecam Biolove!
Pojemność: 150 ml
Cena: 24,99 zł
Ocena: 5+/6
Dostępność: drogerie Kontigo
W kolejce do wypróbowania czeka jeszcze mus o zapachu ciasteczkowym (o mamusiu, powinni tego zabronić! szczególnie ludziom na diecie) i wiśniowe masło do ciała, które nęci aromatem wiśni zmielonej z pestką, a tak się składa, że taki zapach mój nos wielbi.
*Dotychczas znałam tylko Kontigo na Chmielnej.
Świetnie odżywia skórę, nie pozwala jej się odwodnić, złuszczyć czy w inny sposób zeźlić. Ze względu na tłustość, polecam używać tego musu wieczorem, bo nie ma co liczyć, że sprawnie się wchłonie i nie wetrze w dopiero co włożone na tyłek portki. Miłe jest to, że zapach towarzyszy nam przez długi czas – tłusta powłoka na skórze pachnie intensywnie, więc możemy robić za kominek zapachowy, podgrzewając mus naszym trzydzieści sześć i sześć.
Kiedyś nie byłam wielbicielką tak tłustych formuł, ale ostatecznie zaczęłam doceniać tego typu kosmetyki. Wciąż na pierwszym miejscu stawiam szybko wchłaniające się kremy i masła, ale coraz ciężej mi znaleźć na rynku takie, które zaskoczą mnie właściwościami pielęgnacyjnymi. Dałam się też ponieść magii natury i jakoś mi miło, kiedy uda mi się wypielęgnować ciało czymś organic i bio. Mus Biolove zachwycił mnie działaniem, bo zaaplikowany wieczorem, działa kojąco na moją skórę przez cały kolejny dzień. Właśnie takich efektów spodziewam się po dobrej paćce do ciała, szczególnie jeśli mam się poświęcić i chodzić z takim tłuściochem na skórze przez długi czas.
Body Mousse Mango będzie fantastycznym zamiennikiem płynnych, upierdliwych olejków do ciała, więc jeśli lubicie się smarować naturalnymi kosmetykami i jesteście w stanie wziąć na klatę tłustą powłokę, gorąco polecam Biolove!
Pojemność: 150 ml
Cena: 24,99 zł
Ocena: 5+/6
Dostępność: drogerie Kontigo
W kolejce do wypróbowania czeka jeszcze mus o zapachu ciasteczkowym (o mamusiu, powinni tego zabronić! szczególnie ludziom na diecie) i wiśniowe masło do ciała, które nęci aromatem wiśni zmielonej z pestką, a tak się składa, że taki zapach mój nos wielbi.
*Dotychczas znałam tylko Kontigo na Chmielnej.